poniedziałek, 10 maja 2010

Wspomnienie pewnej klasy...

Pracowałam kiedyś w małej szkółce. O tej szkółce pewnie niejednokrotnie jeszcze napiszę, bo jest o czym. Prowadziłam tam Oddział Przedszkolny, do którego - łamiąc wszelkie przepisy - dyrektorka (zwana także Larą - na cześć Lary Croft, która "wymiata" wszystkich) dorzuciła mi jeszcze po dwoje pięcio- i czterolatków. Z początku miało ich być więcej, ale na skutek zmian organizacyjnych i ku mojemu wielkiemu szczęściu, część się wykruszyła.
Fajne to były dzieciaki! Mądre, chętne do nauki, wesołe... Wśród mojej gromadki była dwójka, która zdecydowanie odstawała od reszty. Skierowałam ich do poradni psychopedagogicznej, obniżyłam wymagania, pracowałam indywidualnym tokiem. Dzieci często mówiły: "Proszę Pani, ale on nie umie czytać", "Proszę Pani, ona nie umie pisać", "Oni nie znają literek... nie umieją liczyć..." Mówiłam: "Owszem, nie umieją... nie potrafią... nie znają... uczą się słabiej od was i zawsze będą się słabiej uczyć. Ale to nie znaczy, że są od was gorsi. Potrzebują waszej pomocy." I dzieci pomagały, opiekowały się, pożyczały przybory, wspólnie się bawiły. Po prostu akceptowały.
Wraz z końcem roku szkolnego zakończyłam pracę w tej szkole. Szkoły nie żałowałam, żal mi było tylko dzieci - że nie będę pracować dalej z tak wspaniałą i tak zgraną gromadką.
Od tego czasu minęły 3 lata. Szkoła przekształciła się w integracyjną, której celem (zgodnie z pięknym hasłem z ich strony internetowej) jest "wykształcenie u wszystkich dzieci postaw tolerancji, akceptacji, szacunku, otwartości na innych".
Moi uczniowie kończą teraz III klasę. Wyśmiewają się z "dzieci do integracji". Nie pomagają sobie nawzajem, nie pożyczają przyborów. W klasie wyróżnia się Dziewczynka. Dziewczynka ma wszystko o czym marzy każde dziecko, gdyż jej rodzice mogą sobie na to pozwolić. Chętnie dzieli się wszystkim co ma. Uczy się bardzo dobrze, wzorowo się zachowuje. I zawsze pomaga słabszym. Woła do ławki chłopca, z którym nikt nie chce siedzieć, pożycza mu przybory, pomaga wykonywać ćwiczenia. Zawsze staje w obronie słabszych. Według wychowawczyni jest najlepszą uczennicą.
Matka Dziewczynki jest przewodniczącą Rady Rodziców. Bardzo angażuje się w życie szkoły i dba o dobro dzieci. Nawet, gdy trzeba "postawić się" dyrekcji.
Ale dyrekcja nie lubi osób mających własne zdanie. Lubi ludzi uległych, ślepo podporządkowanych, nie wykazujących się samodzielnym myśleniem, nie umiejących walczyć o swoje prawa. A mama Dziewczynki kilkakrotnie walczyła z nią o prawa dzieci.
I od niedawna Dziewczynka wraca do domu z płaczem, a rano nie chce iść do szkoły... Dzieci wyśmiewają się z niej, że pomaga "dzieciom do integracji". W sumie "wyśmiewają", to zbyt delikatne określenie. Dziewczynka została przez dzieci napiętnowana, za to co robi. A wszystko za przyzwoleniem nauczycieli. Pani na nią krzyczy, poniża (przy dzieciach), oskarża o kłamstwa.
Dzisiaj matka Dziewczynki dowiedziała się, że powinna ją zabrać do psychologa. Bo skoro Dziewczynka nie umie sobie poradzić z tym, jak traktują ją inni, nie umie się obronić, to znaczy, że powinna się leczyć. "Farmakologicznie" - powiedziała Pani, która co roku wystawia Dziewczynkę do nagrody "za wzorowe zachowanie i bardzo dobre wyniki w nauce".

Brak komentarzy: