czwartek, 13 maja 2010

Trudne początki

Jako młoda nauczycielka wiedziałam, że powinnam zrobić staż. Od koleżanki dowiedziałam się, że muszę napisać Plan Rozwoju Zawodowego, a pomóc mi w tym powinien opiekun. Zwróciłam się wiec z prośbą do Tołdiego. Tołdi bez krępacji, że nasza rozmowa odbywa się przy świadkach, oznajmił: "Ściągnij sobie coś z Internetu". No więc wtedy wystąpiłam z prośbą do moich koleżanek ze studiów, a one przysłały mi swoje Plany, na podstawie których udało mi się coś sklecić. Muszę przyznać, że wtedy byłam kompletnie zielona, jeśli chodzi o całą tę śmieszną procedurę robienia awansu zawodowego! Ale podobno to normalne, dlatego stażysta dostaje opiekuna, a opiekun ma święty obowiązek stażystą się opiekować i jak małe dziecko prowadzić za rączkę przez gąszcz przepisów. Nawet dostaje za to dodatek do pensji.

Tołdi nie prowadził mnie za rączkę, bo jak potem zrozumiałam, był bardziej zielony ode mnie, choć wtedy wydawało mi się to niemożliwością. Dlatego też pełna wiary w kompetencje opiekuna udałam się do Tołdiego z prośbą o sprawdzenie Planu, zanim złożę go u Dyrekcji. Tołdi bardzo chętnie się zgodził. Wiedziałm, że mój Plan na pewno nie jest idealny. Ba! Nawet nie powinien być idealny, żeby opiekun jednak mógł coś poprawić, doradzić... Ale jednak zdziwiłam się bardzo, gdy okazało się, że mam kilka rzeczy do poprawienia, gdyż oznajmiła mi to Lara. Wpadła z moim Planem do zerówki i wyjaśniła co, gdzie, i jak trzeba poprawić.
Wróciłam do domu, zrobiłam, co miałam zrobić i złożyłam pięknie skorygowany plan tym razem już bezpośrednio u Dyrekcji. Lara go przejrzała i zatwierdziła do realizacji.
Jakież było moje zdziwienie, gdy na początku grudnia Lara wezwała mnie do siebie i oznajmiła, że powinna przerwać mój staż, ponieważ nie realizuję Planu Rozwoju Zawodowego! Zszokowałam się jawnie, a Lara widząc moje zdziwienie zapytała, czy chodzę obserwować zajęcia u opiekuna i czy zapraszam Tołdiego na "pokazówki" do siebie? W pełni szczerze i uczciwie przyznałam, że nie i że nie wiedziałam, że mam to robić. Na co Lara wysyczała mi, że przecież w Planie napisałam, ze raz w miesiącu będę na zajęciach u Tołdiego lub innego nauczyciela kształcenia zintegrowanego i - również raz w miesiącu, zaproszę na zajęcia do zerówki Tołdiego. No faktycznie! Przypomniało mi się, że coś tam takiego było. Ale skoro Tołdi nic na ten temat nie wspominał, ja szybko o tym zapomniałam. Zwłaszcza, że przez pierwszy miesiąc pracy miałam w mojej wiekowo zmiksowanej zerówce prawdziwe urwanie głowy. Wybąkałam więc Larze, coś w stylu, że Tołdi nic mi na ten temat nie wspominał, więc skąd ja miałam o tym wiedzieć? Na co Lara wyrzekła pamiętne i jakże wymowne słowa: "Niewiedza jest przestępstwem. Ale litowanie się też jest przestępstwem i ja nie będę się nad panią litować." Jednakże wtedy się zlitowała i łaskawie nie przerwała mi stażu. Ludzki Pan! Wtedy uznałam to za dar niebios, dziś żałuję, że tego nie zrobiła. Postawiła mi tylko warunek: muszę nadrobić obserwacje z września, października i listopada. Super! Ucieszyłam się jak dziecko, ale zaraz przyszla refleksja - jak ja mam to nadrobić w papierach? Czy iść w grudniu kilkakrotnie na obserwacje i w kartach wpisać grudniowe daty? Lara zaproponowała mi tonem nie znoszącym sprzeciwu, żebym odrobiła zaległe hospitacje w grudniu, ale Karty Obserwacji wypełniła za zaległe miesiące, a więc z wstecznymi datami. Na podstawie tematów w dzienniku Tołdiego i jej przewodnika miałam napisać sobie przebieg lekcji. A więc pic na wodę, fotomontaż. Myślę sobie: "No fajnie! Tylko co na to wszystko powie Tołdi". Swoją obawę, że opiekun może nie wyrazić zgody na podpisanie mi fikcyjnych obserwacji zwerbalizowałam przed Larą, na co ona odrzekła, że Tołdi już o wszystkim wie i podpisze mi każdą ściemę, jaką przygotuję.
Super! Ale nadal pozostawał problem - kiedy ja mam chodzić na te obserwacje??? W zerówce pracowałam codziennie od 9 do 14. Gdy się zatrudniałam, Lara zgodziła się na rozpoczynanie zajęć o 9,gdyż wiedziała, że nie mam możliwości dotarcie "na wioskę" na godzinę 8. A więc ja pracowałam 25 zegarowych godzin w tygodniu, a Tołdi 18 godzin lekcyjnych, w porach, które pokrywały się z moimi zajęciami. Jak tu teraz mam iść do niej na obserwację? Łaskawie zaproponowała mi, żebym w któryś dzień przychodziła do niej na 8.15, gdyż wystarczy mi 30 minut obserwacji, a więc do 8.45 się wyrobię. A więc czasem chodziłam do niej, a czasem do koleżanki, która kończyła później ode mnie i mogłam iść do niej na całe 45 minut.
Karty obserwacji to formularze obserwacji zajęć. Są ich dwa rodzaje - Karta Obserwacji Opiekuna Stażu (którą wypełnia opiekun, po zajęciach u mnie) i Karta Obserwacji Nauczyciela Stażysty (którą wypełnia stażysta).
Na Kartach tych wypisuje się temat, cele, przebieg zajęć, a opiekun wypisuje także uwagi. Przygotowałam komplet Kart dla siebie i Tołdiego i radośnie wręczyłam mu pewnego pięknego zimowego dzionka. Tołdi wyraził wielkie zdziwienie co to w ogóle jest i po co ja jej to daję?! Gdy już wytłumaczyłam jej co i po co, a ona poleciła mi zachowanie obu kompletów i po zajęciach, które ona u mnie zaobserwuje, wypełnienie jej karty i przyniesienie jej do podpisu. Tak więc do końca roku wypełniałam obie Karty, a Tołdi tylko składał autografy. Nigdy nie miała żadnych uwag do moich zajęć, często nawet je chwaliła, więc wypełnianie za nią rubryki "Uwagi" sobie jednak odpuściłam, bo jakoś nie czułam się kompetentna, aby cokolwiek tam wpisywać.

I w ten niefortunny sposób - późno, bo w grudniu - zaczął się mój staż. A potem było już tylko gorzej...

1 komentarz:

attaner pisze...

Moja Droga, ktoś Ci powinien wydrukować te Twoje "Historie prawdziwe"! Uważam, że powinnaś zarobić na tych wspomnieniach i choć trochę zrekompensować straty! ;-)

Haloooo! Czyta to jakiś wydawca??? Drukować, szybciutkoooo drukować, niech się dziewczyna nie marnuje! To Odkrycie 2010 roku i przyszły Bestseler! ;-)

;-)